Napisany 24.03.2013 07:06
Tytułem wstępu powiem, że zawsze gdy przychodzi wyścigowa sobota, wszyscy ode mnie słyszą słowa "ale mi się nie chce dzisiaj jeździć... Serio, tak mi się nie chce, że to się w pale nie mieści". Nieważne czy to sezon 3, czy 5. Wczoraj była totalna kumulacja już w momencie, kiedy przyjechałem do domu i parkując przed garażem natrafiłem na warstwę lodu. Wtedy już mi się kompletnie odechciało wszystkiego i na przejechanie obu wyścigów musiał mnie zmusić team. Na dużo nie liczyłem, auto jeździło tak dziadowsko, że przejechanie obu wyścigów bez przytarcia bandy było niemożliwe.
Q: Tuż przed kwalami zmniejszyłem ciśnienie w oponach i to był strzał w 10. Przez cały czas była przyczepność, do tego dobre okrążenie i P6 w Q. W końcu przed Darsoonem! Po karze dla Youzy P5 i co najważniejsze: mało aut przed sobą, które mogłyby się rozbić.
R1: Start dobry, wskoczyłem nawet na 3 miejsce. Trochę walki na początku, ale potem się zaczęło... Najpierw przydzwoniłem w S2 lewą stroną auta (lekki lewoskręt), chwilę później w S3 oparłem się na "ścianie mistrzów" i straciłem drugie drzwi. Potem jadę sobie przed Youzą, wciskam hamulce, a one mnie drugi raz w ciągu dnia zawiodły... Znowu przywaliłem w bandę (końcówka S3), całe szczęście nie rozwaliłem opony albo silnika. Jak na złość i Youza, i Abarth mnie wyprzedzili. Dalej jakoś to szło, Abarth mi uciekał, nad Mario miałem bezpieczną przewagę, byleby to jakoś dowieść. Auto jednak prowadziło się katastrofalnie, parę razy miałem naprawdę gorąco lecąc driftem w mistrzowską ścianę. Jak na złość zamiast dowieźć P6, musiałem dostać CL. Dawno go nie miałem podczas race, ostatnio gdzieś pod koniec 2 sezonu...
R2 zaczęło się od kłótni. Jak obracane TOP15, to TOP15. Później człowiek musiał ruszać nerwowy, bo zamiast 1 linii i spokojnego startu trzeba było ruszać z dalekiego miejsca, w dodatku przede mną było 13 ludzi łasych na zwycięstwo w pierwszym zakręcie. Przez te wszystkie nerwy wystartowałem katastrofalnie, a chwilę później widziałem ostrą zadymę na T1. Ledwo coś ufarciłem nie rozbijając się, a z tyłu lekko uderzył mnie Oskarooo, aż mnie wyrzuciło na bandę. Jakim cudem się z tego wybroniłem, nie wiem. Dalej była jazda na początku drugiej dziesiątki, parę przepychanek rywali między sobą pozwoliło mi podskoczyć wyżej wykorzystując ich wojnę. Wyprzedziłem The Stiga, zacząłem zbliżać się do walczących Oskarooo i WooQasha i cóż, zaliczyłem ścianę mistrzów.
Zdobyć 0 punktów podczas obu race... Chyba pierwszy raz w życiu spotkała mnie taka sytuacja. Najważniejsze że główny rywal (Lobotomy) zdobył jedynie (albo aż) 9 punktów. Co innego, że nagle obok mnie pojawiła się cała chmara ludzi: WooQash, Abarth, Youza... Jestem jednak dobrej myśli i czuję, że za 2 tygodnie znowu będę na cudownym P7 w generalce. Zespołowo przynajmniej odskoczyliśmy od Lotosa. Najtrudniejszy tor na najtrudniejszym modzie już jest historią i całe szczęście.
Gigabyte B365M DS3H
Intel i5 9400F 2.9 GHz
ZOTAC GTX 970 AMP! Extreme Core Edition
Kingstone HyperX 2*8 GB DDR4, Corsair Vengeance LPX 2:8 GB DDR4
HDD Samsung F1 1 TB,
SSD Samsung 860 EVO 500 GB
Cooler Master 600W
Windows 10